LISTY

„Życie w rytmie tango”



Swego czasu, mając niewiele lat zastanawiałam się nieustannie nad sensem życia, w kółko chyba z milion razy. Odczuwałam wtedy jakieś dziwne podniecenie, tak jakbym wiedziała co ma się w moim życiu wydażyć, jakby ono było tylko dla mnie. Łzy dławiły się w piersi. To było cudowne uczucie mówiące, że gdzieś tam jest moje życie. Tam w eterze, istniała obietnica jakiegoś nieskończenie pięknego przeżywania uczuć znanych człowiekowi tylko z marzeń.
Dziś ma jednak wiele więcej  lat i  jest ON. Spotkała tego jedynego. Wreszcie może śpiewać z ulgą i z namiętnością. Wreszcie może żyć! Tak, tak teraz czuje swój umysł, swoje serce i pragnie się prawdziwie otworzyć. Nie tylko na tego jedynego lecz na cały świat. Pragnie wybaczyć nawet diabłu, pragnie rozgrzeszyć ludzkość z najgorszych grzechów. Pragnie... Pragnie być w jego gorących ramionach, patrzeć w te piękne oczy , jak strzały przeszywające jej nieziemskie ciało. Słuchać muzyki jego serca grającej w rytmach chillout. Mówi do mnie tak pięknie, jakby w tym momencie zszedł z jachtu i nasycała go świeżość wiatru. Jest tak rzetelny, że wierzy w każde jego słowo. A mówi rzeczy nieziemskie, wybrane z ust Zeusa oglądającego Afrodytę. Jest jej obcy i jednocześnie znajomy. Czuje przy nim wszelkiego rodzaju kompleksy. Nie chodzi tu o nieśmiałości. Zna go tak długo, iż mógł by być jej bratem, Jest ode niej młodszy, więc czuje się jak nauczycielka. Jest jednak tak silny, że poczucie jej kobiecości rozkwita w jego uściskach w tempie komety. Powiedzcie same, Mężczyzna z pasją, z której wyłoni się znakomity zawód. 
Niestety nie zawsze było to tak oczywiste. Jak każda kobieta miała pewne wyznaczniki swojego osobistego ideału. Trzymała się ich ściśle przez ponad 20 lat. Teraz może przyznać, że ślepota jaką obdarzyła swoją osobę zakrawa na absurd. Była piękną i interesującą kobietą z ciałem modelki. Jej inteligencja najwyraźniej nie była większa od ziarnka pszenicy.

Kilka lat wcześniej.

Rozeszła się z miłością jej życia. Poznała go jak był mały, miał chyba 3 lata, ona też. Może się zakochała. Można zakochać się w tym wieku? Chyba tak. Kobieta jej pokroju, wierząca w miłość od pierwszego wejrzenia cierpiała mając 5 lat gdy rodzice przeprowadzili się do innej dzielnicy. Śmieszne? W żadnym wypadku. Każda z was była zakochana w tym wieku. Ona, jak przystało na prawdziwą kobietkę rozwijała swą miłość głęboko w sercu nie zapominając o zmianie obiektu zainteresowań zgodnie z obecnie pasującym ideałem urody mężczyzny w odpowiadającym jej wieku. Tak tak przez podstawówkę przeszło ich kilku. Zapomniała oczywiście o mężczyźnie z drugiej strony ulicy, z którym bawiła się u swojej cioci przez około dwa lata. Podobno zamykała go w szafie aby jej nie uciekł. Był taki piękny. Przystojny brunet z wielkimi brązowymi oczami. Już wtedy zdecydowała, że tak będzie przedstawiał się jej ideał. No i to imię .... Czyż mała kobietka może marzyć o czymś więcej niż taki facet?
Ale wróćmy do tego jak o nim zapomniałam. Wyidealizowałam obraz mojego pożądania do gorącego typa jacy nie istnieją w tej części Europy. Z czasem poznałam więcej szczegółów. W wieku piętnastu lat oglądając znany wszystkim film pt. „9 i pół tygodnia” dopisałam do listy wymagań pod hasłem przystojny, gorący z pasją jeszcze że ma zachowywać się jak Mickey Rourke.
Dokładnie wyobraziłam sobie jego wzrok spoczywający na moim ciele i jak prawdziwy wojownik zabrałam się do poszukiwań mojego idealnego ideału. Zaprzęgając wszelkiego rodzaju pomoce w postaci wróżek zaczęłam układać w głowie obraz szczęścia. Zapału starczało na wiele nocy, niestety zapał był wyizolowany i przeznaczony jedynie na poszukiwania doznań przypominających jakieś mgliste uczucia i emocje. Ach gdybym z takim samym zapałem mogła się uczyć. Byłabym na pewno adwokatem. Znajomi zawsze twierdzili że potrafię z czarnego zrobić białe. Albo projektowanie odzieży. To była pasja. W tamtych czasach wystarczał metr materiału i sukienka była gotowa. Każda kobiet chciała tak wyglądać jak ja.Wysoka z nogami do nieba w sukience zakrywającej tylko pośladki, rzucałam się w oczy. Czarne włosy pasujące dokładnie do faceta z południa, wskazywały na istniejący spory temperament niemogący znaleźć ujścia w naszych realiach. Konieczny był natychmiastowy zwrot akcji, potrzebny był natychmiast mąż i to dokładnie spełniający nasze kryteria. Przystojny, bogaty ( może być w doświadczenia), czarujący no i obcy, to znaczy w wolnym tłumaczeniu gorący typ.


Gdy zaczynasz być tak naprawdę sobą i świat przygarnia cię do siebie, jak kochająca matka tuli do swej piersi i karmi błogością. Wtedy stajesz się przeźroczysty. Masz tak ogromne poczucie spójności, że gdy patrzysz swymi nowymi oczyma, oczyma oświeconymi przez miłość do stwórcy. Świat maluje się przed tobą nowymi, rajskimi barwami. Wychwytujesz nowe dźwięki, mówiące uczuciami, emocjami do tego momentu skrywane przez innych pod postacią zaszyfrowanych wiadomości. W dziwny sposób słyszysz ludzkie myśli. Jakby dwie osoby wypowiadały na raz pełne zdania, różniące się od siebie znacząco. Słyszysz jak twój kochany podziwia cię skrycie, nie mogąc dawkować swych myśli zalewany jest podziwem nad twymi wdziękami. Twój umysł ma tyle do ogarnięcia. Tak wielką ilość nowych bodźców. Teraz rozumiesz dlaczego ta wcześniejsza tułaczka. Pojmujesz Boski plan. Każda sekunda twojego bytu okazuje się być znacząca. Nazywałaś to cierpienie dotąd - doświadczeniem, aby nie tworzyć żalu do ludzi, na których ci zależało, a którzy zranili cię wielokroć. Nie doceniali twojego charakteru. Oglądałaś swoje wieloletnie poczynania zastanawiając się codziennie jak właściwie dajesz sobie radę. Uwikłałaś się w różnego rodzaju obowiązki i obietnice. I nie zauważyłaś kiedy stałaś się niewolnikiem własnych myśli i planów. Bóg nie chciał dla ciebie tego zła. Przecież obiecywał , że cię kocha. Dawał ci jednak jak prawdziwy ojciec lekcje życia a ty siedziałaś ciągle w tej samej klasie starzejąc się w oczach. Tłumaczyłaś sobie, że z godnością przeżyjesz dalszy ciąg zdarzeń. A Ojciec chciał od ciebie pokory nie godności, która w mgnieniu oka zamienia się w pychę lub dumę. Pokonana, przelałaś swoje pragnienia na innych i od tej chwili zaczęłaś słyszeć bez ustanku jedno zdanie mówiące „ ty mnie nie słuchasz” Paradoksalnie właśnie słuch był twoim problemem. Chciałaś słyszeć jaka jesteś mądra, piękna , zdolna i zaradna, inteligentna i seksowna. A tu w okół pretensje. Nawet matka powiedziała, że nie udało jej się cię wychować. I cóż. Ty tylko pragnęłaś szczęścia. Pragnęłaś go jednak dla wszystkich. Dlaczego więc zostałaś ukarana i wypędzona z raju, który ułożyłaś sobie w swojej głowie. Stało stało się tak za sprawą poznania. Nie słuchałaś o co komu chodzi, zawczasu wiedziałaś co maja do powiedzenia inni. Jak Ewa pragnęłaś owoców swojej pracy i nie zdając sobie sprawy z tego, że kreujesz zachowanie innych namawiałaś ich do zrywania owoców , których nie zasiali. W oczach Tego, który widzi wszystko z góry, to była kradzież , a twój współudział. Dostałaś więc wyrok. Poszłaś grzecznie do więzienia i tam nie potrafiłaś zmienić zachowania, bo po prostu nie zgadzałaś się z wyrokiem sądu. Szłaś w dalszym ciągu pod prąd zwiększając wyrok z powodu braku resocjalizacji.
Nie zamierzasz jednak umierać w tym stanie. Wypatrujesz bez ustanku za pomocą. Pragniesz jednak czasami odpocząć od bólu, kierujesz się więc w stronę środków przeciwbólowych lub psychoanalizę, w wykonaniu profesjonalisty lub nie daj Boże sąsiadki albo swojej koleżanki. Ona namawia cię w naturalny sposób na zrywanie owoców, które sieje od lat i jej ciało jest od nich uzależnione, a w twoim ogrodzie ich nie ma. Tak więc znów albo idziesz je kraść i wymuszać albo produkujesz żal do całej ludzkości i ich poszczególnych członków za brak wsparcia i pomocy przy zasiewaniu. Widzisz, że twój charakter miał większe możliwości ale nie dano ci ich rozwijać. Zawsze ktoś jest winny. Matka lub ojciec, mąż lub kochanek, dzieci, siostry i bracia. Oskarżenia padają oficjalnie lub w ciszy twojego sumienia. Tak musisz się uwolnić! Nie od nich lecz od swoich myśli. One ci są więzieniem, katem i panem.
Pragniesz czuć miód i mleko; słodycz i błogość. Pragniesz pragnąć, zaczynasz modlić się w duch aby rzeczy nie szły tak jak powinny. Bo chcesz się wyrwać z tego zaklętego kręgu codzienności. Nie pomagają już wymarzone wczasy , bo ty pragniesz czuć, przeżywać a nie po prostu być. Gdy modlitwy twoje zaczynają się ziszczać i niebo zsyła na ciebie problemy w postaci chorób, nieszczęść i zła, trudno ci uwierzyć, że to okazja do zmian, do wyjścia z więzienia. Do zaczęcia wszystkiego od nowa. To okazja do usłyszenia anielskiego ( anielski w znaczeniu oświadczającego) głosu istniejącego w każdym z nas. Podającego nam dokładne instrukcje jak się zachować. Głos ten jest tak cichy że bardzo trudno go usłyszeć, trzeba się dobrze wsłuchać. Lecz jest tak czysto brzmiący, że nie można go pomylić z żadnym innym.

Usidlić szczęście. Takie masz myśli coraz to nowsze sposoby na ten rezultat, wynajdujesz w snach, na jawie i w rzeczywistości . Nie potrafisz jednak pogodzić tych trzech światów. Nawet gdy rzeczywistość ułożyłaś sobie piękną , marzysz o nostalgii, przeżywaniu uczuć romantycznych wręcz niepokoju o miłość mężczyzny. Inaczej ten piękny dom na, który sobie zapracowałaś staje się pudełkiem pełnym pustych osób nie mających ze sobą więcej wspólnego niż wspólne rachunki. Masz tak wiele do powiedzenia, ale nikt cię nie słucha. Zapomniałaś, że sama dawno przestałaś się słuchać. A świat jest odbiciem w lustrze. „Tak jak będziesz się traktować tak będą cię traktować” powtarzała mi mama przez wiele lat jednocześnie źle siebie traktując. Myślała, że ją posłucham, ale dlaczego , w końcu ona siebie nie posłuchała. Matka -MATRYCA-kończymy zawsze tak jak ona skończyła, nawet gdy nasze bankowe konta się różnią. Wiecie, że to jest już udowodnione naukowo? Tak, więc aby zmienić cokolwiek trzeba najpierw zmienić matrycę. Pocieszę was, matrycę taką przechowujemy w sobie w postaci tego głosu, który jest tek inny od anielskiego. Możemy wypuszczając anioła na zewnątrz zwyciężyć tego podpuszczalskiego z matrycy, przechowującego fałszywe dane plus tak zwane brudy na matrycy. Następnie matrycę należy zniszczyć aby powstało nowe miejsce, nowy świat stworzony z żebra Adama. Przyjąć należy ożebrowanie, uzbrojenie swego wybranka. Tylko na takich fundamentach czeka nas szczęście. Jak to zrobić? Trudna sprawa, nikt bowiem nie chce się wyrzec tego co dotychczas osiągną. Nawet złej sławy trudno się wyrzec, na rzecz spokojnego domu . Istnieje wtedy obawa nudy. Tylko Koran obiecuje kobiecie wchodzącej do raju takiego mężczyznę jaki jest jej dokładnie potrzebny. Zaznać tego uczucia... ,to ogród rozkoszy po latach nędzy.


Stało się, Bóg szykował mi ziszczenie podstępnego planu. Wiele razy prosiłam o mężczyznę mojego życia. Lista wymagań wraz z latami powiększała się bez końca. Istniały w niej niesłychane paradoksy. Miał być np. Młody i jednocześnie cichcem zakochany we mnie co najmniej 20 lat. Miał być pewny siebie i jednocześnie nie wierzący w ten cud miłości, który miał okazję oglądać na własne oczy. Miał być Casanową i spokojnym, osiadłym domownikiem. Miał być piękny i jednocześnie „bezpieczny", tak by żadne moje koleżanki nie kręciły się wokół niego. Miał być romantyczny i nonszalancki, a dla innych wręcz arogancki. Jednak z dobrą opinią przyjacielskiego i rzetelnego człowieka. Miał całować ślady moich stóp i dbać o decydowanie za mnie zawsze wtedy gdy wrodzone poczucie kontroli nie dawało mi się poczuć swobodnie. Miał mnie kąpać, karmić, zaciągać do łóżka i wytrzymywać beze mnie dłużej niż ja bez niego.







Ach, gdybym była materialistką. Wszystko byłoby łatwiejsze, Każdy napotkany w moim życiu człowiek oczekiwał ode mnie złotej karty kredytowej, kariery i pewności siebie. Czego ja jednak szukałam? Miłości, mądrości i bogactwa wewnętrznego. Byłam najbardziej wyrafinowaną i podstępną w tych poszukiwaniach. Świat zaczął mnie nienawidzić. Nic dziwnego. Ze strachu przed uronieniem choć jednej sekundy z życia, ciągnęłam z niego coraz więcej. Zbierałam doświadczenia nawet od ludzi napotkanych na przejściu dla pieszych. Rozwijałam tendencję do chorych, ślepych, psychicznych i w ogóle z wadami. Czasami wystarczyły smutne oczy lub podziurawione policzki. Ludzie bez wad lub przynajmniej depresji nie mieli u mnie szans. Jakby Bóg był przewrotny i nie chciał mnie uraczyć pięknem. Nie widziałam go wewnątrz mnie i gardziłam nim w każdej postaci jednocześnie uganiając się za nim. Mogłabym powiedzieć, że jesteśmy stworzeni z paradoksów.

Czas ukazywał świat w innych ciekawszych kształtach.Chcąc być szczęśliwą musiałam wierzyć. Wierzyłam w empatię. To jedyne bezpieczne uczucie. Czasami nawet nie wiedziałam czy może już jestem mężczyzną, tak bardzo im współczułam, że bałam się poczuć cokolwiek własnego. Tak bardzo chciałam wylądować na marsie i poznać tę nieodgadnioną planetę Stąpanie po wenus wydawało mi się zbyt banalne. Jakby ktoś chodził po własnym ogródku. A tam kusiły nowe krainy, owoce, kwiaty. Doznania równe niebiańskim. Wiele razy miałam wrażenie posiadania skrzydeł. Tylko sny wybudzały mnie z tego letargu i oznajmiały bezczelnie o braku kontroli nad własnym życiem. To były koszmary doprowadzające do drżenia o własne życie ilekroć budziłam się z nich nocami miałam wrażenie że zstąpi na mnie kara w postaci jakiejś zmory odcinającej mi moje piękne nogi. Czasami tylko je uważałam za coś pięknego. Miałam jeszcze piękne myśli, ale Najwyższy nie obdarzył moich ust darem ich wypowiadania. Przyszedł taki dzień, że wyczytałam gdzieś o istnieniu takiego łoża, na które można dostać się w piekle i jakieś okrutne stworzenie odmierza cię do niego i wszystkie kończyny wychodzące poza nie odcina jednym ruchem. To podobno miało czekać osoby nie umiejące dostosować się do tłumu. Niestety posiadałam tę wadę i byłoby co odcinać. Poszły by nóżki jak sarenki. Wierzyłam jednak mocno: gdzieś tam jest moje życie- mówiłam do siebie w duchu. W zamian za absolutne szczęście oddałabym moją autostradę w Kuwejcie. Ktoś tak nazywał mój największy skarb. Ciekawe co dałby Bóg w zamian za nogi. Nogi nadające się tylko do chodzenia i pokazywania. Ile przykrości mogły przynieść. Po pierwsze chodziły swoimi drogami. Nie raz okazywało się że jestem gdzieś gdzie nigdy nie planowałam się znaleźć. Jakby same chodziły za kimś lub za czymś. I le doświadczenia znosiły do mego wnętrza. Można było mieć tylko nadzieję że kiedyś ta cała droga na coś się zda. Na piechotę doszłabym do gwiazd. Kierunek Mars jak już wspomniałam. Podziwiałam ród męski. Jak oni to robią. Co robią? Nie wiem, chciałam wiedzieć o nich wszystko. Pewnie dlatego by przestać się bać. Strach ogarniał mnie za każdym razem gdy stałam na przeciw jakiegoś osobnika emanującego erotyzmem w moją stronę. Marzyłam by odczuwać podniecenie. Nie wiedziałam jak to jest. Zawsze był tylko strach. Czasami czułam się jak ułomna. Moja matka- moja matryca nie nauczyła mnie w końcu nic na temat tego tabu. Mając w swym życiu wiele obiektów płci męskiej przeznaczonych do badań nad głębią ich zawartości oraz do poszukiwań nad istotą szczęścia, uchodziłam za kobietę nad wyraz wyzwoloną. Nikt nie potrafił doszukać się we mnie kszty romantyzmu. Tylko moje myśli nieznajdując ujścia czasami doprowadzały mnie do wniosków nader dziwnych. Zakrawały na objawy schizofrenii. Ucieszył mnie fakt iż po grecku to słowo znaczy przecinać hamulce.. Zrozumiałam. Świat chce bym coś zmieniła. „Zacznij od siebie”- mówił ten czysty głos pochodzący z centrum Wenus.Cóż było robić zaczęłam od przeprosin. Przeprosiłam moją matkę za to, że byłam złym dzieckiem. Ona zaprzeczyła jej głos, ten z wewnątrz mówił jednak , że ogromnie się cieszy. Zobaczyłam nadzieję w jej oczach. To były najpiękniejsze oczy świata. Wielkie z kłębiącymi się błyszczącymi gwiazdami w postaci dwóch kropli łez. Wyglądały jak dwa ogromne bursztyny z zatopionym wewnątrz smutkiem. Olśniewały bogactwem emocji i upragnionego szczęścia imaginującego pierwotną miłość do dziecka. Moje dziecko- tak do mnie powiedziała, byłam na kolanach. Postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę. Chciałam zmienić naszą matrycę.. Chciałam zmienić siebie ją i moje przyszłe dzieci. Teraz mogę wam powiedzieć. Udało się.

Do niego
Niech pierwsze promienie poranka przypominają mi o tobie dotykając mego ciała jak ty gdy dotykasz mojej skóry. Niechaj najprostsze słowo , najdrobniejszy dźwięk kojarzy mi się z dźwiękiem twego głosu. Niech na firmamencie niebios widzę twoją twarz jak dziecko łączące ponumerowane kropki w układance. Niech smak twych ust jak bryza morska uderza w moje podniecone wargi. Niech dłoń rysuje w myślach twoje kształty.
Chcąc cię rozpieszczać nieustannie układam w głowie menu twoich marzeń. Widząc cię unieruchomiona czuję podmuch ciszy. To niesamowite w twoim towarzystwie nawet cisza ma dźwięk. Ma również smak. Smakuje w zależności od twojego nastroju. Ostatnio to były jeżyny. Musiałeś mieć brudne myśli pochodzące z męskich prymitywnych czasów, wywodzących się z lasu. To pierwsze owoce, które smakuję w mym życiu. Chciałabym mieć ich cały kosz. To spełnione obietnice. To ogród edenu. Ten smak nigdy się nie skończy.
Oblubieniec, obiecany, wyczekany. Przepowiedziany.
Książę mojej ciemnej strony, moje alter ego, mój animus.




Znalazłam się niegdyś na weselu, to było parę lat wstecz. Byłam świadkową mej imienniczki. Cały bankiet spędziłam w towarzystwie świadka. Mówił tylko o jednym, że nie wierzy w moją pracę. Powtarzał bez ustanku, że jest sceptykiem . To bardzo dobrze, mówiłam, to znaczy, że jesteś myślący. W pewnej chwili jakaś wyższa siła chciała chyba zakpić z jego pewności siebie. I tam w trakcie obiadu zobaczył za mną jakiegoś mężczyznę. Cały w kroplach potu, zdziwiony i zniecierpliwiony moim spokojem, uznał, iż choć nie wierzy w takie rzeczy teraz na pewno widział tam za mną tego mężczyznę.
Nie martw się -odparłam, to był na pewno mój animus. Gustaw Jung, jeden z największych psychologów naszych czasów twierdzi, że w każdej kobiecie siedzi jej męski pierwiastek nazywany animusem. Szczęśliwą ta, która wydobędzie go na zewnątrz. Odtąd nie będzie jej już męczył. Będzie ja chronił, może nawet urzeczywistni się w postaci jakiegoś Odyseusza wracającego do swej Penelopy po latach ciężkich podróży. Kobieca frywolność nakazała mi zapytać o szczegóły oglądanego obrazu. Ku mojemu największemu zdziwieniu opisał amanta moich czasów, grającego główną rolę w filmie 9 i pół tygodnia.
To nie możliwe-pomyślałam. Przecież nie mógł ze wszystkich mężczyzn świata zobaczyć właśnie jego. Teraz ja miałam problemy z wiarą. Pod ogromnym wrażeniem zostałam przez następne miesiące, nie mogąc zapomnieć tego maleńkiego zdarzenia. To znaczyło, że jeśli pan Jung ma choć trochę racji to może przypaść mi w przydziale taki facet, taki jakiego szukam całe życie.
Nie znalazłam go ani pod postacią greckiego przystojniaka ani schowanego za dziecięcą miłością chłopca o pięknym spojrzeniu.


Kobiety, mamy do czynienia z cudem natury. Odnaleźć znaki na drodze do szczęścia, to wymagająca i ciężka praca. Znaleźć swojego torreadora nieustannie walczącego z naszym wewnętrznym bykiem, to szczyt jakiego pragniemy od chwili narodzenia.




Modlitwa

Boże Mój, składam Ci obietnicę posłuszeństwa. Będę kochać nad życie własne tego, którego Twoje Mądre Oczy odnajdą z wyżyn Twojej Wysokości i uznają za męża mego. Odnajdę w nim piękno, które tylko Ty widzisz ukryte choćby w najgłębszych zakamarkach jego duszy. Uznam każdą Twą decyzję wierząc w nieskończoną miłość jaką nam przygotowujesz. Czyż mój wzrok nie widzi źdźbła w oku sąsiada? Tak i ja zapewne ogromu Twych planów nie zdołam nigdy ogarnąć.
Błagam jednak nie okaż mi tego co ma być jeśli nie będę na to gotowa.


Boże wybacz, moją bezczelność. Mam jednak pewne podejrzenia, które od lat nie dają mi spokoju. Nie może być, że dajesz mi żyć tak jak chcę aby potem, nagle swoje plany jak wyrok zesłać na moją głowę. Nie raz przed oczami staje mi osoba, której na pewno nie możesz mi szykować. To było by okrutne i przewrotne z Twojej strony. Wybacz, te kłótnię lecz obawa ta nie daje mi spokoju. Jak powtarzający się koszmar wybudzający winnego z jego iluzji. Czuję jakbym co dzień tkała rzeczywistość, z której co wieczór armia aniołów wysnuwa wątki i płótno się rozpada. Budząc się muszę zaczynać od nowa. Jakby diabeł znalazł sobie niecną zabawę moim kosztem i co dzień, co godzinę wykradał mi po parę puzzli z mojej prawie dokończonej układanki. I znów mozół.
I mozołu już nie będzie.. .Obiecujesz!

Ból. Podobno bez niego nie chcemy żyć. Boli nas gdy matka uderzy nas w pośladki za jakieś przewinienie. Jeśli jednak zrobi to samo dla zabawy, z tą samą siłą, zaczynamy się śmiać. Czujemy się pobudzeni. Dlaczego nie cieszyć się wobec tego gdy boli nas coś w życiu. Dlaczego nie uznać że to pobudzające. Zapewne strach przed prawdziwym życiem nie pozwala nam rozwinąć skrzydeł i uznać każde zdarzenie za lekcję i odczuwać wdzięczność. Wdzięczność jest pędzlem w rękach Boga, który nim maluje piękno. Blask twych oczu ukazuje czystość barw w jakich utrzymujesz jego dzieło. Chore, matowe oczy świadczą o odłączeniu od poczucia wdzięczności. Świadczą o braku miłości do siebie lub innych, o braku szacunku do dzieł boskich. Chowasz się w samotności, w chorobie. Oczekujesz współczucia. Nie dostaniesz go jednak. Nie sprawowałaś rządów sprawiedliwych. Nie dostarczałaś ciału odpowiedniej ilości pożywienia i radości z wdzięczności za życie. Jesteś kobietą upadłą wypędzoną, jak Eva nie masz gdzie się skryć. Słyszysz gromy spadające z nieba.


Najwyższy zapewne lubił sobie ze mnie żartować. Wiele razy odczułam na swojej skórze jego nieskończone poczucie humoru. Był taki dzień w Atenach, gorący jak zwykle, piękny i pachnący odpowiednio wyważonym orientem. Wieczory w tym starożytnym mieście były same w sobie romantyczne. Jedna kawa gdzieś pod małym daszkiem na krzywym krześle mogła spowodować wrażenie pieszczot w wykonaniu jakiegoś księcia z bajki. Wierzcie mi, dla osoby spragnionej życia to wielkie doznanie popijać kawę w jakiejś ateńskiej uliczce. Tam, gdzieś, któregoś dnia jechałam ze znajomymi na jakąś kawę. Moje wdzianko dostosowane było do wyobrażanego księcia i temperatury panującej tego dnia. Miało być przyjemnie. Skąd sukienka z koronki kończąca się 30 cm nad kolanami. Ach, już wiem . To dla tego księcia. Nie znasz dnia, ani godziny – powtarzała mama. Trzeba było być gotową. Tylko to dziwne wrażenie samotności a wręcz smutku , a przecież byłam zaręczona, z nad wyraz przystojnym Grekiem. Poznałam go w moim mieście. Oświadczył się na pierwszej randce. To wydawało się takie romantyczne. Ślub jednak nie mógł dojść do skutku z powodu różnicy w budowie prawa między naszymi krajami. Biurokracja? Czy dar od Boga. Wtedy z całą pewnością obstawiałam na to pierwsze. Tego dnia odnosząc wrażenie przeniesienia się w czasie do czasów wojennych bez większej ochoty uczestniczyłam w przypadkowej łapance na ulicach Aten. Tam nazywało się to rutynowa kontrola. Będąc jednak nielegalnie i czekając na zdobycie tak zwanej białej karty, widziałam już w wyobraźni następujący ciąg zdarzeń. To miało być straszne przeżycie. Około 10 dni w areszcie w warunkach nie godnych opisu. Wystarczy, że zaznaczę, iż włosy myło się tam w płynie do naczyń. Znajomych posłano więc wolno a mnie zawieziono na posterunek. Paszport wykazywał brak wizy. Modliłam się o cud. Mijały godziny. Każda z moich półkul pracowała osobno. Jedna kontynuowała modlitwę a druga planowała, powrót już po deporcie. Szok, w ogóle nie myślałam o tym co zdarzy się w najbliższych godzinach lub dniach. Poproszono mnie do uzupełnienia dokumentacji przyjęcia na komisariat. Jakby miano mi w dalszym ciągu nabić jeszcze numer. To jest ogromnie poniżające przeżycie. Ale cóż Pan policjant jak zwykle czarny i „miły” dał wciągnąć się w rozmowę. To była wielka ulga, zważywszy na to, iż siedziałam już sama tylko z moimi podwójnymi myślami około 5 godzin. Oni tam się nie spieszą. Jak już mówiłam pan wdał się ze mną w rozmowę. Zaczęło się od breloczka. Zauważyłam że jest kibicem AEK- ateńskiej drużyny piłkarskiej wywodzącej się z Konstantynopola. Nie , nie Istambułu. Żaden szanowany się Grek nie nazwie tego miasta turecką nazwą. Zauważyłam więc ten breloczek i zaczęłam zdrowo fałszując śpiewać hymn owej drużyny. Gdybyście widzieli jego minę. Była warta z milion dolarów, gdzie tam wygrana w totolotka. Po jego minie widać było że wypuści mnie tak po-prostu, jeśli dam mu jakiś choćby malutki pretekst. Na to ja wyciągnęłam z torebki jakiś papier zezwalający na zawarcie małżeństwa za granicami kraju. Dokument był oczywiście zapisany w języku polskim. Cóż mógł on z niego zrozumieć. To nic byłam oczywiście gotowa mu go przetłumaczyć jednocześnie płacząc nad swoim losem i trudnościami w zawarciu małżeństwa z narzeczonym od pierwszej randki. Policjant zrobił się miękki, podwładni obserwujący całe zdarzenie kibicowali mi z niesamowitym zapałem, ja uśmiechałam się nieznacznie na znak oddania. Mój policjant zawiesił głos, kazał mi w końcu usiąść. Do tej chwili oglądał chyba moje piękne nogi. Popatrzył na mnie z góry na dół. Inni trzymali już kciuki. I nagle..
Jeszcze raz mi przetłumacz ten papier. Wstałam spokojnie i zaczęłam wszystko od początku. Zezwala się pani ta..... na zawarcie związku małżeńskiego z panem tym... za granicami kraju w czasie trzech miesięcy itd. Ok – powiedział możesz iść. Ale żebym Cię tu więcej nie widział. Myślicie , że łatwo jest wtedy wstać i pójść . A jeśli żartuje i wszyscy nagle wybuchną śmiechem? Teraz ja kazałam mu powtórzyć. Ok. Idź powiedział, tak ciepło, że już byłam pewna. Wyszłam i już zawsze odmawiałam modlitwę dziękczynną mijając każdy posterunek w mieście.


Czas jest przywilejem Boga.
Jeśli się nam powodzi, jak w kołysce może nas ululać, aż zaśniemy i stracimy radość życia powtarzając bez ustanku to co nam wychodzi najlepiej.
 Dziękuję, że mnie nie oszczędzasz Panie
chcę jeszcze żyć ostatkiem sił,
nie chcę spać.
 Chce widzieć troski innych,
chcę czuć, nie tylko istnieć.


Nie myślcie , że ta wizyta w "eleganckim" policyjnym biurze była najniebezpieczniejszym miejscem w jakim się znalazłam. Miałam zaledwie dwadzieścia kilka lat gdy udało się im wydalić mnie z mojej ukochanej Grecji.
Nie było to do przeżycia. Strach był tym większy po informacjach w dziesięciodniowym areszcie, że porywają kobiety na drugiej i trzeciej stacji w Jugosławii. Sytuacja wydawała się być klarowna. Wysiąść na pierwszej stacji poza granicą i wrócić na piechotę "po cichu". Problemem był jednak fakt  wojny w Jugosławii co powodowało rozstawienie wojsk  w wielkim zagęszczeniu wzdłuż granicy. Dotarliśmy w piękny księżycowy dzień, idealny na romantyczne schadzki. Panselinos- była pełnia.
Głodni, nie wyspani po wielu nocach na betonie, po 13 osób w jednej celi sypialiśmy w zależności od stanu żołądka i humorów pilnujących nas pracowników. Widziałam młode kobiety, które wydostały się spod takiego porwania. Miały po osiemnaście lat i sześćdziesięciu mężczyzn dziennie, a jak było trzydziestu to nie dostawały jeść.
Strach wzrastał z minuty na minutę, ciało prężyło się do gotowości. Miałam wrażenie, że kamienieje, nawet zrobiło się chłodniejsze i jakby gładsze. Poczułam się piękna ale to miejsce, brud roznosił się wszędzie. Ciasnota. DO telefonu stało tyle kobiet, iż przez tydzień zdążyło się zadzwonić do ambasady ale  odpowiedzi już się nie odebrało.
Owej najpiękniejszej nocy jaką widziałam zdecydowaliśmy najeść się i pospać. Nie mogliśmy przechodzić przez granicę. służba graniczna oczekiwała na takich szaleńców jak my.  Tak piękna noc nastrajała jak już wspomniałam romantycznie, po sutym śnie dotarliśmy na piękny ryneczek i zaczęliśmy raczyć się kolacją. Ludzie tam byli bardzo mili i nawet próbowali nam pomóc, otwarcie rozmawialiśmy o naszych planach, nielegalnego przekroczenia granicy. Znaleźli nam kierowcę , który miał nas zaraz za granicą zabrać i zawieźć do Salonik. Planowaliśmy zrobić to następnego lub trzeciego dnia. Wracając z cudownej kolacji spotkaliśmy czterech z pięciu panów, jacy poszli tego samego wieczora na ten ryzykowny spacer. Zapytaliśmy gdzie zgubili kompana.Okazało się, że złapano ich podczas tego niecnego czynu i jednego za udo chwycił wielki owczarek niemiecki. Podobno żołnierz tłukł go kolbą karabinu a on nie puszczał.  Wyrwał mu kawał mięsa z nogi i tak wylądował w szpitalu. Reszta po konfiskacie paszportów została wypuszczona z konsekwencją ich  zwrotu dopiero w pociągu jadącego następnego dnia do Polski. Cała grupa poczęła przestrzegać mnie przed utratą moich ślicznych nóżek. I już gdy tylko pomyślałam, którą drogą mam iść. Słyszałam tylko jeden głos ," nie na porwanie". Tak ogromnie się tego bałam. To nawet nie był strach to był paraliż, słyszałam jeszcze w mojej głowie obietnicę "gdzieś tam jest moje życie". Bo to co się działo nie mogło się dziać naprawdę, Prędzej uwierzyłabym w jakiegoś  skrzydlatego anioła niż w ową rzeczywistość. Co rano budząc się z objęć Morfeusza modliłam się, żeby to był jednak tylko sen. Ten przystojniak Morfeusz, nawet on nie był dla mnie łaskawy, raczył mnie koszmarami w stylu ucieczek, chowanego itp. Dopiero po latach dowiedziałam się, że sny dokładnie odzwierciedlają nasze postrzeganie świata. Przecież uciekałam nieustannie, przede wszystkim przed sobą.



"Kto pyta jest głupcem przez pięć minut, kto nie pyta pozostaje nim do końca."








Moje życie składało się z wielu, nieskończenie wielu pięciominutówek.


Potrafiłam czekać na mego ukochanego z notesem pełnym pytań. Jak pracownik firmy ubezpieczeniowej gotowy wypełnić z potencjalnym klientem ankietę, aby w jak największym stopniu móc go w pełni zadowolić.
To miało być ubezpieczenie na miłość. Sto pytań do...mieszkańca z Marsa.
Oni jednak mówili niezrozumiale i każdy z nich zawsze kończył na swoim hobby. Po paru latach okazujemy się specjalistkami od piłki nożnej, muzyki, samochodów, mechanizmów samochodowych, ataku, obrony i wyliczać do nieskończoności.




Serce boli z tęsknoty, za nim tym jedynym. Właściwie  cokolwiek zdarza się odczuwać mój umysł, cokolwiek wydarza się w rzeczywistym świecie, który jest tak odległy na co dzień, że te świata całego ''cokolwiek'' wokół jego posągowej osoby dzieją się. Dziać się będą całe lata , w nieskończonej udręce moje ciało męczyć będzie. Nie zaznam już spokoju.
Nigdy!
 Jego migdałowe oczy spoglądają na kobietę swego życia w marzycielskim śnie na jawie, podczas każdej sekundy mego życia. Ach gdyby sen mógł klatka po klatce  pokochać materię i dzieci z nią począć tak by prawdziwie piękne godziny wielkim kochankom oddać. Rodzić minuty szczęścia wspólnie dzielone na wieki. Grona obfitości  uczuć nieskazitelnych bez grama zazdrości dla pary swych marzeń, trwającej w miłosnym uścisku. Wspomnienie poranków czystego uczucia, by wstęgą purpurowym kolorem nasyconą opleść dwa ciała pragnące. 
Człowiecze dobry, ty którego spotykam na swej drodze wybacz.
Nie wiem o czym mówisz, nie widzę twych ust nie słyszę twego głosu. Me ciało reaguje głęboko, nie na twe słowa, lecz na myśli mego serca wystukujące nieustannie alfabetem morsa słowo kocham. 
W nadziei, że ten jedyny przechodzić będzie gdzieś w pobliżu i usłyszy zaszyfrowaną wiadomość od lat przesyłaną w jego kierunku.
Wybacz mi więc człowiecze, że obok nauczyłam się żyć, by przetrwać miłosne cierpienia. Koronę cierniową na serce założyć musiałam bo tylko kochać potrafi, a rozpaść się chciało. Drut kolczasty akceptować się jednak nauczyło, nawet już nie szarpie, tylko krwawi, ból w uczucie przekształciło w nadziei na lepsze jutro.
To cud krew kolor zmienia, patrzcie błękit nieba nad nieznanym krajem. Głęboki kolor przybiera.
 To atrament.  Krew atramentem się stała. Cóż cierpienia koniec zapowiada.
Dni, noce całe krwawić będzie, zapisać księgi pragnie jednym słowem ΕΡΩ.
Któż czytać słowo jedno w kółko móc będzie, nikt. Ja istnieć jednak z tym słowem na ustach lat wiele mogłam. Teraz anioły usta do pocałunków stworzyć pragnęły. Uparcie oponowałam lecz z aniołami kłótni jak wiadomo utkać nikt nie zdoła. Dopuścić ich do skończenia dzieła mnie zmusić potrafiły.
Usta rzeczywiście srebrem posypały, by ze złotymi wargami mego kochanego konkurować nie mogły. 


Wybierz się w podróż do wnętrza mego spojrzenia, zobaczysz czego jeszcze nie wiesz, tam całe wody miłości umieścił Bóg i przez lata ogrody nawadniał, fontanny stworzył, by dzieło swe na podziw twych oczu wystawić. Jeśli mnie nie ujrzysz, nie dotkniesz, przekonać się nie zdołasz ile tęsknoty w jednym ciele zmieścić się mogło. 
Dokąd idziesz bez miłości! Drogę zgubisz!
Adresu nie znam, aby słów kilka przesłać, by światłem ci były w ciemności twej samotności. Nawet w ramionach innej, samotność musisz odczuwać.  Połową boskiego ciała ze mną wszakże jesteś. Obiecanym szczęściem mego zranionego serca. Domem dla moich uczuć, z gwiazdami obsypanym dachem.
Tajemnicą moją, bezmiarem sznurów obiecujących wolność w zamian za więzienie z  myśli zbudowanych.
Ty wskazałeś mi nadzieję. Znaczenie świata w twych oczach ujrzałam. Piękno życia smakować mogłam w całej okazałości.
 Wachlarzem tęcza się stała. Pomost do nieba stworzyła. Tę drogę do nieba na pamięć poznałam, bo bez ciebie wchodzić w bramy raju nie zamierzam. Więc tam i z powrotem chodzić muszę po pomoście z tęczy zbudowanym. Łzy moje spadające tam z wysokości ludzie zbierają.
 Zbierając wierzą, że skarby posiedli. Na nową drogę wiara taka przydać im się może. To łzy doświadczenia.
. Dla mnie zbawienia nie ma! W ramionach twoich, choćby w piekle!
Czarne włosy jak dwie noce łączą się w jednej garści, gdy je chwytam. Niespotykany blask ciemności. Dłonie rodzące rozkosz. Płaczą nawet moje sny,  a jednak gorycz tej miłości jak pierwsze mleko matki na moim języku. Współczuję każdemu kto nie poznał tego smaku. 
Psychodeliczne odczucie związku z mym ukochanym trwa od lat wielu, liczyć nie potrafię. Zapewne Heros prace swe dokończył w tym czasie, zapewne Odyseusz wrócił do Penelopy, a  Parys zdążył umrzeć za swą Helenę wyzwalając się z tej najcięższej udręki jaką jest miłość.
Oni wielcy tego świata towarzystwem mym są, nie zastępując cię godnie. Od nich cierpliwości i wytrwałości się uczę, w  sile radości nie znajdując.

Dobry Boże opuść swoje komnaty i zejdź do swego dziecię, prawiąc mu morały poprowadź jego dłoń w kierunku szlachetnej prawdy o miłości. Daj mu siłę robotnika i inteligencję złotnika by dary, które pragniesz mu podarować zdołał odróżnić od zwykłych kamieni, siłę zaś by jak górnik mógł kopać coraz głębiej. Podaj mu swą dłoń, na zawsze by jego ostoją się stała i przywiedź go do bram szczęścia.
Bram zwanych rajem, edenem, ogrodem rozkoszy, do miejsc w których wszystko idzie gładko. Do miejsc gdzie bez przemieszczania swej osoby można zaznać najgłębszych uczuć, najcudniejszych emocji, wypłacanych nam przez mózg w nagrodę za naszą miłość.

Duszo moja, oglądać twory niesłuszne mi karzesz, apokalipsy czas nadać, pragniesz. W siłę przyoblekasz me ciało nieustannie, w stosownych warunkach je umieszczając. Prażysz.
Czyż to me przeznaczenie? Przejść przez ogni fortunę?
Zawrócić nie zdołam, ręce me związane. Ciało stapia się z blaskiem. W zenicie żaru, postać tylko jedną stratę posiądzie. Najcenniejszą stratę pod słońcem. Cień straci!
Dlatego te męczarnie.Rozum pojął wreszcie!
Eureka!, szczęście!, to tylko nauka. Cierpienia koniec nastał
Apokalipsa to sztuka.
Sztuki tej jak gry na instrumentach rzadkich nauczyć się trzeba, niestety nie wystarczy, okrasić je mową i śpiewem do tego , i  to za mało. Rzeźbiarstwa czas przyjąć lekcji kilka, nauka, filozofia też się przyda.
Sporty wodne i na ringu, taniec i zwykłe szydełkowanie.
Talentów moc potrzebna by złu czoło stawić i grzechy rodzinne wyplewić, by wiszące ogrody semiramidy stworzyć na widok własny i potomnych radość.

Spojrzeć całemu światu w oczy, zobaczyć całe piękno w jednym spojrzeniu. Oddać się kontemplacji  głosu wpływającego na każdą komórkę naszego ciała. Marzenie. Stwórca pragnie dla nas tego wszystkiego, wibracje jednak są tak ogromne, że tylko wypróbowane w najcięższych cierpieniach ciała podołają znieść ich moc. To prawda, że tu nie ma pragnienia. W tym miejscu okazuje się cała prawda. Testowane jest już nie nasze ciało lecz już nasze dzieło. Forteca czy zwykły namiot, cóż budowałeś człowiecze lat tyle?

JEST - ISTNIEJE

Wiara cuda czyni?... Nie to miłość! Kochać, tak po prostu?... Ból zadawać sobie, nie zaś innym. To przeznaczenie człowieka. Sambala Ci obiecana jest tam na końcu drogi. Już Aleksander Wielki zatracił się  w poszukiwaniu tej pięknej krainy.
 Daremnie,... umysłu słuchał, nie serca.  Tylko jedna droga tam prowadzi, na skróty omyłka pewna.
Cel - urzeczywistnienie.
Wiara to tylko środek,  narzędziem miłość na wieki zostanie. Delektować się nią może każdy kto do bram szczęścia dotarł, w drodze się nią zręcznie posługując.
Już nie zapomnisz! Kochaj mnie...

Popularne posty